Ceny w miejskich restauracjach i kawiarniach to temat, który stale elektryzuje i budzi kontrowersje. W ubiegłym tygodniu odżył za sprawą serii medialnych publikacji. W Poradniku Inwestowania przyglądamy się sprawie.
Czy wysokie koszty prowadzenia biznesu uzasadniają 15 złotych za lemoniadę? Czy drogie restauracje powinny kupować warzywa z dyskontów, serwować najtańszą wodę z Biedronki lub liczyć za kranówkę “majątek”?. Daliśmy sobie wmówić, że skoro żyjemy w dużym mieście, to ceny muszą być wysokie. Że nawet przysłowiowa szklanka wody musi osiągać zawrotne ceny, bo kto widział darmową wodę? Widział. Zachód – krzyczy dziennik “Metro”. I podaje kolejne przykłady. – Włodarze lokalu przy Uniwersytecie Warszawskim każą sobie za pokrojonego i usmażonego ziemniaka zapłacić 20 złotych (…). Wiele kawiarni każe sobie płacić dodatkowo za inny rodzaj mleka, inny cukier niż ten tradycyjny,ale także miód, który potrafi osiągać zawrotne ceny.
Temat rozwinęła redakcja NaTemat.pl, która skoncentrowała się na kawie, ale i zebrała częste sztuczki stosowane w restauracyjnym biznesie. – Z jednego kilograma kawy robi się około 114-115 kaw, a kilogram zaczyna się już od 32 złotych. Cena zrobienia kawy to nawet 80 groszy. To proporcja, która miała zapewnić sukces restauracji w jednym z najlepszych punktów w Trójmieście.
Jak się oszczędza? Kupując produkty z dyskontów. Warzywa, mięso a nawet alkohole. Klient nie zauważy różnicy między eko-brokułem i brokułem z dyskontu, ale restauracja owszem – w cenie. Brokuł w zwykłym supermarkecie kosztuje ok. 4 złote za kilogram, w dyskoncie 2 złote. Popularne są także gotowe produkty zamiast własnych – i nie ma w tym nic złego dopóki nie jesteśmy oszukiwani. A restauratorzy potrafią kupić gotowe frytki lub nawet ciasta i udawać, że zrobili je…sami.
Zdaniem cytowanych restauratorów – marża niższa niż 100 proc. daje nikłe szanse na utrzymanie miejsca w centrum w miasta, a dopiero przy 300 proc. można nieźle zarobić. Rekordziści – potrafią dobić do 500 proc.
Czy granicę wyznacza jednak tylko rynek – popyt i podaż – czy też jest jakaś inna granica? Jak jest Wasza opinia?